Ważne

Muszę wyjaśnić wam kilka spraw.

1. Rozdziału długo nie ma. Wiem. Chwilowo nie miałam komputera, więc nie wiedziałam jak mam go opublikować, ponieważ na mobilnym bardzo mi zacinało. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. :c

2. Jak wiecie zaczął się rok szkolny. Jest to mały problem ponieważ mam (uwaga)  8 LEKCJI DZIENNIE.

3. Mam dla was propozycje. Rozdziały będą pojawiały się w każdą środę, lub czwartek, ewentualnie piątek. Oraz kolejny w niedziele. To daje dwa rozdziały tygodniowo. Co wy na to? Jeśli owa propozycja wam się nie podoba, to napiszcie w komentarzach, albo na tt (zakładka 'kontakt'), a wtedy pomożecie mi wybrać inny sposób. : )

4. W najbliższych rozdziałach mogą pojawić się błędy. Chodzi mi główne o polskie znaki. Jeśli będę pisać w notatkach w telefonie, nie każdy wyraz mi poprawi, a możliwe jest abym któregoś nie zauważyła.

5. Proszę, zerknijcie na nową zakładkę 'inne historie'. 

Dziękuje, że przeczytałeś/aś.

Wiem, że nawaliłam.
Przepraszam.
Mam nadzieje, że mi wybaczycie.
Obiecuję, że taka sytuacja się nie powtórzy, a jeśli tak, poinformuje o tym każdego z was!
Trzymajcie się skarby. xx

KOCHAM WAS. ZA KAŻDY KOMENTARZ, WEJŚCIE, ZA FAKT, ŻE CZYTACIE MOJE WYPOCINY. TO NIESAMOWITE. SPRAWIACIE, ŻE MOJE MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ. DZIĘKUJE.

#muchlove

1. Welcome home.

Rozdział 1
~ Justin’s point of view ~


Godzina 7:40 rano.


                Wjechałem na podłużny parking, szukając miejsca gdzie mógłbym zaparkować swojego Range Rovera. Ustawiając się kilkanaście metrów od szkoły, zamknąłem samochód i ruszyłem w stronę budynku. Drzwi były wielkie i szklane. Pchnąłem je, znajdując się w holu. Spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie. Poczułem się nieswojo. Ruszyłem długim korytarzem w kierunku szafek. Szukałem swojego numeru. 10…12…35…50…100…103… Jest. 109. Szybko wstukałem kod i otworzyłem drzwiczki. Były tu trzy półki i drążek z wieszakiem, a na drzwiczkach wisiało lusterko.
Serio?
Zostawiłem wszystkie niepotrzebne książki. Wyciągnąłem karteczkę z tylnej kieszeni jeansów szukając pomocy gdzie teraz mam iść, jednak ledwo rzuciłem na nią okiem, gdy poczułem silne uderzenie w plecy. Odwróciłem się i ujrzałem szczęśliwego Ryana.
- Siema! – wrzasnął chłopak rzucając się na mnie.
- Cześć! – poklepałem go po plecach.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Pół roku. – zaśmiałem się bez humoru, chłopak uśmiechnął się
- Jaką masz teraz lekcje? – zapytał po kilku minutowej ciszy, jednocześnie zmieniając temat.
Spojrzałem na karteczkę, która wciąż spoczywała w mojej ręce.
- Historię. – odpowiedziałem po chwili.
- W sali 15? – szczęście malowało się w jego oczach.
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Zdaje się, że jesteśmy razem w klasie! – odpowiedział zadowolony.
- Cieszę się. Już myślałem, że będę sam. – przyznałem szczerze i zaśmiałem się.
Rozejrzałem się po korytarzu rzucając okiem na przechodzące obok dziewczyny. Co druga z nich miała na sobie szpilki i było to dość podniecające. Hej, mam 19 lat, nie mogę udawać, że mi się nie podoba.
- Nie mogę się doczekać aż poznasz dziewczynę Chaza! - rzucił, znacząco ruszając brwiami.
- Serio!? Chaz ma laskę!? Czemu nie powiedziałeś!? - krzyknąłem ze śmiechem
- Powiedziałem.
- Kiedy? - zapytałem z kpiną w głosie
- Przed chwilą. - spojrzał na mnie i oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Brakowało mi ciebie stary.
- Mi ciebie też. Cholernie mocno. – przytuliliśmy się po męsku, po czym skierowaliśmy się, jak zgaduje, w stronę klasy.



Godzina 12. Południe.



                Minęła połowa mojego pierwszego dnia tutaj, a nauczyciele rzucali się do mnie o nadrobienie materiału, notatek i innego gówna.
Ta szkoła jest chora.
Kierowaliśmy się z chłopakami do stołówki, kiedy Ryan zaczął krzyczeć do kilku dziewczyn. Stały pod ścianą zaciekle o czymś rozmawiając. Najwyższa z nich (była mojego wzrostu) miała długie, brązowe włosy i piwne oczy. Przyjrzałem się jej dokładnie. Była szczupła i chuda. Podeszła (czytaj rzuciła się jak dzikie zwierzę) do Chaza i zarzuciła mu ręce na szyję.
Słodkie.
Chociaż, z drugiej strony, szkoda, że zajęta.
Obróciłem się i napotkałem parę oczu przyglądających mi się z pogardą. Okulary Ray-Bany odbijały światło w szkiełkach, przez co nie mogłem ujrzeć koloru jej tęczówek. Miała rude włosy. Prosta grzywka, była idealnie przycięta, a końcówki układały się falami. Miała na sobie białą koszulkę z czarnym kołnierzem i ciemne leginsy. Na kolanach miały znaczki Yin - yang. Najbardziej zdziwiły mnie jej buty. Były białe, na 5 centymetrowej podeszwie. Miałem wrażenie, że są ze skóry*. Jak w tym chodzić i się nie zabić?
Cholera, po mimo, że jej wygląd odbiegał od 'normy' pociągała mnie.
Pierwsze co chciałem zrobić, to zapytać czy ma chłopaka.
Chociaż patrząc na jej ciało, niemożliwe, aby taka dziewczyna była sama.
Trzecia do której machał Ryan była strasznie chuda (ale i tak dużo jej brakowało do figury laski Chaza). Stała na szpilkach, a i tak wydawała się troszkę niższa ode mnie. Brązowe włosy spadały falami na jej okrągłą buzię. Patrząc na torbę Vuitton'a, ciuchy, biżuterie i na iPhon'a 5, w dłoni musiała być bogata.
Nie zwracając na mnie uwagi, przechyliła głowę na bok, wciąż patrząc na Ryana.
- Czego chcesz Butler? – zapytała znudzonym głosem.
- Och Parv, nie wyglądasz na szczęśliwą, tego jakże słonecznego dnia. - wyszczerzył zęby, drocząc się z nią. - Przyszedłem, bo wiem, że pragniesz mojej obecności. – powiedział puszczając jej oczko.
Od kiedy Ryan stał się taki pewny siebie w stosunku do kobiet?
- Daruj sobie. - przewróciła oczami, oblizując wargę.
Muszę przyznać.
Były gorące.
Każda z nich.
Mógłbym je przelecieć.
Choćby teraz.
- Czego chcesz? – Jej ton stał się trochę bardziej ostry.
- Przedstawić naszego kumpla. – odwrócił się, chwytając mnie za ramię i ciągnąc przed siebie. –  Nie było go pół roku, ale wrócił z Nowego Jorku. Może go ładnie przywitasz?
- Jasne. – sapnęła w jego stronę i spojrzała na mnie. – Jestem Parvatti Jones. - uśmiechnęła się, ukazując rząd perfekcyjnie białych zębów. - To jest Alex Parker. - rzekła wskazując na dziewczynę Chaza, która obejmowała go w pasie, pozwalając, by trzymał dłonie w kieszeniach jej spodenek (czytaj: obmacywał jej cholernie gorący tyłek). 
- Jestem Dominic. - odwróciłem głowę widząc dziewczynę, która szczerze się uśmiechała, kiedy jeszcze przed chwilą, patrzyła na mnie jak skończone gówno. - Dominic Rayson. - sprostowała.
- Ja jestem Justin Bieber.
Spojrzałem na Parvatti, która otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęła, skupiając uwagę na kimś za mną.
- Rose! – wrzasnęła, przez co cały korytarz patrzył tylko na nią. Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem kolejną dziewczynę w szpilkach.
Wyglądała jak modelka z Victoria's Secret.
Jeśli tamte laski były gorące, to ona była tykającą bombą seksu.
Nasz wzrok spotkał się na sekundę.
- Cześć. – wymamrotała patrząc na Parv, chyba chciała podejść, ale jakiś chłopak pociągnął ją do tyłu.
Serio?
Zajęta?
Kolejna?
- Chodź tu! – krzyknęła Dominic. Jednak nie dosłyszeliśmy się odpowiedzi gdyż zniknęła za rogiem z łobuzersko uśmiechającym się brunetem, który szarpał ją za ramie.
Dobra, to było strasznie dziwne.
Jak już mówiłem, ta szkoła była chora.
- Ciekawe czy będzie tak się szczerzyć, gdy wybije mu zęby. – wysyczała Alex.
- Kochanie, ogranicz swoje psychopatyczne zapędy. - rzekła Parv.
- Idziemy na lunch? Jestem strasznie głodny! – Chaz zmienił temat.
- Mamy pół godziny tak? - spytała szybko, najwyraźniej chcąc się upewnić.
- Godzinę - sprostował Ryan. - Nic się w tej szkole nie zmieniło.
- Tak. Bardzo zabawne. - uśmiechnęła się do niego sztucznie. - Idźcie beze mnie, dołączę wkrótce.
- Okej. -  rzuciła Alex, szybko łapiąc Chaza za rękę i ciągnąc go w kierunku stołówki, do której szliśmy.


Około 12:30 po południu.



- To była bardzo dojrzała wypowiedź Chaz! - powiedziała Alex patrząc mu w oczy.
- Och, ktoś udawać mądrego w tym związku . - zażartował wprawiając tym samym wszystkich w głośny śmiech.
- Przestań! - krzyknęła Alex, udając obrażoną.
Stoły w pomieszczeniu stały okrągłe i pomarańczowe, a wokół nich przyczepiono ławki. Dowiedziałem się, że nie możesz usiąść z kim chcesz i gdzie chcesz, bo miejsca były już zaklepane.
Wspominałem, że ta szkoła była chora?
Rozmawialiśmy właśnie na temat Dominic, która wyszła do łazienki. Od Alex dowiedziałem się, że jest wielką fanką pastel goth ** i inspiruje się ich stylem. Uwielbia też Harrego Pottera. Właśnie prowadziliśmy rozmowę na temat Emmy Watson, kiedy przyszła Parvatti. Uderzyła tacą w stół i dosiadła się do naszego stolika. Nie wyglądała na kogoś, z kim można byłoby prowadzić przyjemną konwersacje.
- Wszystko okej? - zwrócił się do niej Ryan.
- A czy wygląda? - warknęła nawet na niego patrząc.
- Chodzi o Rose tak? - zapytała Alex patrząc się na przyjaciółkę, a kiedy ta nie odpowiedziała, kontynuowała. - Może powinniśmy już się do tego przyzwyczaić.
- O co chodzi? - zapytała Dominic, która sekundę temu usiadła obok mnie.
- No właśnie, o co? - w moim tonie słychać było nutkę ekscytacji.
- O gówno. - odwarknęła Parv w moją stronę po czym zwróciła się do swojej przyjaciółki. - A jak myślisz!? - krzyknęła
- Uspokój się. - nakazała jej Alex
- Bo co? - wstała, krzyżując ręce na piersiach.
- Każdy z nas ma dość kłótni przez tą samą, ciągnącą się miesiąc czasu, sytuacje. - splunęła także wstając - Musisz wyluzować i odpuścić.
- Nie będę pozwalać by ten dupek traktował tak moją najlepszą przyjaciółkę. Ty też nie powinnaś. Żadne z was nie powinno.
- Przestań. 
- O co chodzi? - zapytałem ponownie, nie zbyt rozumiejąc o jaką 'sytuacje' i jakiego 'dupka' chodzi.
- Nie wtrącaj się nowy. - warknęła Parv.
Och.
Teraz jestem tym 'nowym' tak?
- Nie obrażaj mojego przyjaciela. - wstawił się za mną Ryan.
- Moi drodzy proponuje się uspokoić, albo wyjść na zewnątrz. - powoli zaczął Chaz
- Coś ci nie pasuje? - warknęła Parv znów się unosząc.
- Wszystko okej? - Każdy z nas obrócił się w kierunku dziewczyny, do której należał ten niebiański głos.
To była ona.
- Rose! - wrzasnęła Dominic i rzuciła się jej na szyję. 
- Spokojnie, już mnie dziś widziałaś . - odpowiedziała cicho się śmiejąc.
- Dawno z nami nie rozmawiałaś. - zaczął Ryan.
- Tak, wiem, przepraszam. - powiedziała patrząc mu prostu w oczy.
- Siadaj. - przerwała Parv, przesuwając się by zrobić jej miejsce.
Dziewczyna usiadła naprzeciwko mnie, co, nie powiem, bardzo mi się podobało.
- Kim jesteś? - spojrzała na mnie. - Przepraszam, ale wcześniej cię tu nie widziałam.
- Nazywam się Justin Bieber, to mój pierwszy dzień tutaj. - wyjaśniłem uśmiechając się.
- Och. To fajnie. Ja jestem Rose Drayton. - spojrzała na mnie i odwzajemniła uśmiech. - Podoba ci się szkoła?
- Jest okej. 
- Za miesiąc już nie będzie tak fajnie. - przyznała wciąż się uśmiechając.
- Dzięki za szczerość. - odpowiedziałem z sarkazmem.
- Zawsze do usług. - Wyszeptała pochylając się w moją stronę.
- Zapamiętam. - odszepnąłem i puściłem jej oczko.
Przez następne pół godziny nie robiliśmy nic konkretnego. Rozmawialiśmy, śmieliśmy się, jedliśmy. Parvatti przeprosiła za nazwanie mnie nowym. Zacząłem się nawet cieszyć, że się tu przeprowadziłem . Polubiłem całą ich czwórkę. Najbardziej do gustu przypadła mi Rose. Nie tylko za wygląd, ale jej zachowanie miało w sobie coś przyciągającego. Nie była jedną z tak zwanych 'szarych myszek'. Zauważyłem, że mówiła to, co chciała. Nie przejmowała się tym, co pomyślą inni. Żyła chwilą. 
Zaraz, co?
Od kiedy ja myślę o dziewczynach w taki sposób?
Ogarnij się Justin.
Gdy zabrzmiał dzwonek wszyscy udaliśmy się w kierunku klasy. Poczułem dłoń na ramieniu i odwróciłem się za siebie.
- Witaj w domu bracie. - szepnął Chaz.
- Dzięki. - powiedziałem uśmiechając się.


Godzina 1:00 po południu.


Ruszyłem korytarzem w stronę wyjścia, aby jak najszybciej być w sali.
Po paru minutach zdałem sobie sprawę, że nie wiem gdzie się znajdowałem.
Coraz więcej osób znikało w pomieszczeniach, aż zostałem sam. 
Zacząłem się stresować.
Nie lubiłem gdy ktoś mnie olewał lub się spóźniał, więc sam starałem się tego nie robić.
Skręciłem w prawo, szukając numeru 20 na drzwiach.
"Jesteś blisko" - uspokajałem się w myślach.
Biegłem korytarzem i obrałem kierunek w lewo. Ujrzałem przed sobą klasy biologiczne. Wybiegłem za róg i miałem iść do przodu, kiedy zobaczyłem sylwetkę kobiety. Schowałem się mając nadzieję, że nie jest to dyrektorka. Po kilkunastu sekundach wyszedłem z kryjówki, zderzając się z kimś.
Cholera. 
- Alex!? - krzyknąłem z irytacją.
- A na kogo wyglądam? - spytała uśmiechając się.
- Możesz mi pomóc znaleźć klasę? - zignorowałem jej wcześniejszy sarkazm.
- Jasne, ale którą?
- Dwudziestą. - odparłem lekko sfrustrowany. Jednak zamiast odpowiedzi dostałem szeroki uśmiech. - Coś nie tak?
-  Też tam szłam - odpowiedziała śpiewnym tonem.
- To super, ale możemy się pośpieszyć? - w odpowiedzi usłyszałem głośny śmiech i skinienie głową. Ruszyła w lewo i (ku mojemu zaskoczeniu) potknęła się o mój but, lecąc do przodu. Na szczęście zdążyłem ją złapać. 
Wtedy uderzył mnie jej zapach.
Nie były to perfumy.
Miałem wrażenie, że gdzieś już to czułem. Jednak nie bardzo kojarzyłem gdzie.
Mruknęła ciche 'dziękuje' i ruszyła do przodu. 
Szliśmy jakąś minutę w ciszy, kiedy postanowiłem zacząć rozmowę.
- Dlaczego się spóźniasz na lekcję?
- O to samo mogę zapytać ciebie. - weźcie mnie za wariata, ale zobaczyłem jak jej ciało się napina, a oddech przyspiesza.
- Zgubiłem się. - odparłem, jakby było to najprostsza rzecz na świecie.
- Odprowadzałam koleżankę. - wybełkotała.
- Och, rozumiem. - postanowiłem skończyć nieprzyjemny temat.
Zanim się zorientowałem staliśmy pod drzwiami klasy. Chwyciłem klamkę i puściłem ją pierwszą.
- Och spójrzcie kto zawitał. - powiedział nauczyciel, jednak nie wyglądał na zdenerwowanego, raczej rozbawionego.
- Panna Lucy Parker.
- Alexandra Parker. - syknęła dziewczyna w jego stronę.
- A pan to kto? - zwrócił się do mnie.
- Jestem...
- Pan Drew tak? - przerwał, wprowadzając mnie w osłupienie.
- Justin. - sprostowałem.
- Wolę Drew.
- A ja Justin. - upierałem się.
- Już cię lubię. - odparł, ponownie mnie szokując.
- Gustuje w dziewczynach. - odpowiedziałem, na co każdy wybuchł głośnym śmiechem. Miałem wrażenie, że lekcje trygonometrii będą ciekawe. Szczególnie z tak wyluzowanym nauczycielem.
Poszedłem za Alex, siadając z nią w ławce. Zastanawiałem się dlaczego dziewczyna kłamała. Po jej zachowaniu mogłem stwierdzić, że na pewno nie chodziło o żadną koleżankę. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięki spadającego długopisu. Schyliłem się, by go podnieść, kiedy ona zrobiła to samo. Znów uderzyła mnie jej woń.
Jasne.
Jak mogłem wcześniej tego nie skojarzyć?
- Proszę. - powiedziała podając mi długopis.
- Dziękuje. - odparłem. - Mam pytanie.
- Jakie? - zapytała zdezorientowana. Pozwoliłem sobie przybrać normalny ton głosu, aby jej nie wystraszyć.
- Chaz wie, że jesteś narkomanką? 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* Justinowi chodzi o creepersy na podwójnej podeszwie (jak ktoś nie wie, tu obrazek: KLIK ).
** Pastel Goth - styl ubierania się, kolory są zazwyczaj jasne, pastelowe, a kroje ubrań przypominają ubrania gotów. Przykładowy tumblr pastel goth: KLIK (nie mój)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

PRZEPRASZAM, ŻE SPAMOWAŁAM DO WSZYSTKICH, KTO PISAŁ KOMENTARZ POD PROLOGIEM. TO PIERWSZY I OSTATNI RAZ. CHODZIŁO MI O OPINIĘ. NASTĘPNYM RAZEM NAPISZĘ TYLKO DO INFORMOWANYCH. OBIECUJE.
Wreszcie dodałam rozdział! #yeey 
Pisałam go trzy dni, z powodu braku weny. Ugh...
Cały rozdział z perspektywy Justina, no przepraszam. Chciałam zataić trochę informacji na temat Rose. Mam pytanie, co myślicie o tajemniczym chłopku aka dupku?
Proszę wejdź teraz w funkcje 'napisz komentarz' i naciśnij jakikolwiek klawisz ze swojej klawiatury, abym wiedziała, że czytasz. Jeśli będą chociaż TRZY KOMENTARZE dodam kolejny rozdział, w innym razie uznam, że nikt nie czyta i porzucę pisanie. 
KOCHAM WAS BARDZO MOCNO! 
#muchlove

Prolog

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kilka lat temu perspektywa posiadania chłopaka była dla mnie czymś zupełnie odległym. A chodzenie z kapitanem drużyny hokejowej, pozostawało tylko marzeniem. W końcu po latach starania się, nadzieje przeistoczyły się w rzeczywistość. Większość dziewczyn w tym momencie ma przed oczami słodką sielankę. Cóż, może z początku tak właśnie było. Jednak ostatnie miesiące zmieniły się w koszmar. To był największy błąd w całym moim krótkim życiu.
A teraz?
Może nadszedł czas zapomnieć? Pozwolić problemom odejść i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu?
- Podoba Ci się? - wymruczał w moje włosy, obejmując mnie przy tym w pasie.
- Bardzo - wyszeptałam, patrząc na zapierającą dech w piersiach panoramę Nowego Jorku.
- Martwisz się czymś. - przyznał, obracając mnie bym spojrzała w jego czekoladowe tęczówki.
- Nie kiedy jesteś przy mnie. - odpowiedziałam, zamykając nasze usta w słodkim pocałunku.
Boże. Jeśli mój brak poczucia winy za jej śmierć jest grzechem, to ukarz mnie. Rzuć na mnie klątwę. Cokolwiek. Ale jestem pewna swojego wyboru. Całą moją przeszłość zostawiam za sobą. U jego boku, rozpoczynam podróż do nieba.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Justin NIE JEST w tej historii sławny.

Witajcie!

Witajcie!

Dziękuje za sam fakt, że to czytasz!
Od dzisiaj pod tym linkiem będą odbywać się przygody Rose, Justina i ich przyjaciół. Opowiadanie nosi tytuł 'Trip to Heaven' czyli w tłumaczeniu 'Podróż do Nieba'. Mam nadzieję, że bardzo wam się spodoba!

Dzisiaj jest 18.08.2013

49 wyświetleń,
0 komentarzy,
0 informowanych.

Tak jak główni bohaterzy, tak ja rozpoczynam podróż do nieba. Ten blog to spełnienie moich marzeń.
Jeszcze raz: KOCHAM WAS BARDZO MOCNO!
#hopeyouenjoyit #muchlove xx